piątek, 13 kwietnia 2018

Jeszcze godzinę temu siedziałam na niesamowicie nudnej konferencji. Było to jedno z najbardziej bezsensownych, bezowocnych spotkań, jakie zmuszona byłam odbyć w sztywnych ramach sawłarwiwru i pod restrykcją.
Konferencja dotyczyła niczego.
Znaczy, oczywiście, dotyczyła czegoś, ale to, czego dotyczyła nikogo nie obchodzi, oprócz bandy sztywniackich podtatusiałych panów posiadających wyższe wykształcenie i wielce szanownych matron, których manierę przewyższa tylko przekonanie o swej niezwykłej inteligencji.

Tak więc towarzystwo omawiało zagadnienia, które awansują wkrótce do rangi problemów w ich światku. Dyskutując zawzięcie przerzucali się coraz czarniejszymi wizjami osiągając powolnym, ale stałym rytmem wyżyny absurdu.
Wśród tego towarzystwa było kilka anomalii- 34 letnia A, która mając nade mną władzę i możliwość pośredniego przymusu ochoczo to wykorzystała oraz stara, 90-letnia mądra babcia, która próbowała uspokoić elegancików.
Pisałam.
Pisałam.
Pisałam.
Tak, moja rola obejmowała utrwalenie esencji z tych niesamowitych, zmieniających świat rewelacji. No i czasem wtrącenie paru zdań po to, by patrzeć, jak na nowo zaczynają się gorączkować podczas układania oratorskich majstersztyków mających za zadanie pójść interlokutorowi w pięty, chociaż najchętniej *po ludzku* rzuciliby się sobie do gardeł.
Lubię rolę Pytania z Publiczności. Dostarcza mi pierwszorzędnej rozrywki.

Już po wszystkim spotkałam A. przy wyjściu z sali.
-Pani Kot! Sprawia Pani wrażenie niesamowicie cierpliwej osoby. Tak cierpliwej, że mogłaby Pani zajmować się zawodowo rozwiązywaniem poruszanych tutaj kwestii i problemów!
W moim wnętrzu panowało piekło, (Nota bene, nie wiem, co ja zrobię, jeżeli mój wewnętrzny wkurw kiedyś zgaśnie- przecież tylko to mnie napędza do życia.) które w tym momencie ostatkiem woli musiałam zamrozić.
-Ma Pani rację, A. Sprawiam wrażenie.
-Jestem więc pełna podziwu dla tego opanowania, Pani Kot. Nie zapomnę o Pani kiedy przyjdzie nam się policzyć.
Ufff.

Zapragnęłam zaszyć się w bibliotece. Lubię obserwować w czytelni zapracowanych ludzi poszukujących chwili ciszy i spokoju. Stukają gorączkowo w klawisze laptopów, studenci przekopują regały robiąc notatki i zdjęcia stronom ksiąg a ja... ja siedzę. Od niechcenia przerzucając kartki aktualnie czytanej książki, albo też stukając kolejną notatkę, myśl, obserwację.

Dawniej lubiłam chodzić do biblioteki z butelką po wodzie, w której zmieszana była wóda z tonikiem. W ogóle, coś w tym jest. W książkach i alkoholu. Każde z nich, oddzielnie potrafi odciąć od rzeczywistości na dobrą chwilę, ale razem potrafią dać zupełnie nową perspektywę.
Ach, stek bzdur, udzieliło mi się od "mądrych" głów.

Przydałaby się dziś. I wódka z tonikiem i książka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz