poniedziałek, 16 lutego 2015

Walentynki były. Święto (złych) Murarzy, WaląTynki. Święto obłudy, miłości na pokaz, pękniętych gum i wzrostu liczby samobójstw. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie sklepowe wystawy, które w skrajnych przypadkach od połowy stycznia do 14 lutego zdążą dokumentnie obrzydzić, zniesmaczyć tę imprezę. Co roku to samo- kiczowate kubki, białe misie, serduszka w pierdyliardzie form, baloniki na ulicach, lizaki, nawet, zestawy gumek i lubrykantu w puszkach w kształcie, a jakże, serca. Jeszcze viagrę powinni dokładać.
A gdzie, do jasnej anieli, miejsce na odrobinę kreatywności?! W tej całej komercyjnej imprezie, która zarzuca nas ze wszystkich stron kultem miłości, namawia do szukania "tych jedynych", krzyczy jak wspaniale jest być razem i kochać, najmniej miejsca jest właśnie dla miłości.
Raczej nie "świętuję". Chociaż w tym roku było inaczej- 13 własnoręcznie zrobiłam kartkę, miło ze swoją Walentynką spędziłam dzień. Następnego ranka dostałam śniadanie, całusa a potem... cały wieczór przetańczyliśmy razem na weselu świetnie się bawiąc.

Do następnego, Czytaczu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz